28 kwietnia 2013

Episode One.

Tak więc, witam. W końcu, po tak długim czasie zdecydowałam się coś opublikować, a znaczny wpływ miało na to przede wszystkim to, że cholernie dużo blogów z fanficami o gunsach przestało funkcjonować i.. no co tu dużo mówić, trochę zaczęłam się bać, że kiedy w końcu się w sobie zbiorę żeby coś wrzucić na bloga już nikt nie będzie się w to bawił. Zaczynam więc dodawać pierwsze opowiadanie, bardzo zależy mi też na waszych opiniach, więc komentujcie, a jeśli to za wiele, to chociaż zostawcie jakiś głos pod notką, ładnie proszę.

Jeśli chodzi jeszcze o sprawy organizacyjne, to WAŻNY KOMUNIKAT KTÓRY PROSZĘ PRZECZYTAĆ dotyczący informowania o nowych notkach. Po prawej widzicie księgę gości, gdzie proszę zostawiać w komentarzu jedynie adres swojego bloga, jeśli będziecie chcieli być informowani. Jeśli ktoś będzie prosił o informowanie pod notką, a jego adresu nie będzie w księdze gości, nie będę go informować.  Z góry dziękuję.


Zapraszam więc do czytania i I hope you enjoy it !

*************************************************************************


Take me down, little Susie, take me down. I know you think you’re the queen of the underground. And you can send me dead flowers every morning. Send me dead flowers by the…
- Jeff! Złaź na dół, zaraz spóźnisz się do szkoły!
Kurrrrrwa. Jakie to wkurwiające, kiedy w pełni się na czymś skupiasz, czerpiąc z tego przyjemność i w ogóle, no… I tu nagle COŚ wytrąca cię z tego zajebistego transu. Tak czy tak, zmuszony zostałem odłożyć gitarę i naciągnąć na dupę jakieś spodnie. Zszedłem...Zeszłem. Zeszedłem kurwa po schodach do kuchni, skąd dochodziło wołanie matki. I co tam zastałem? Hm? To co zawsze. Joe bawi się jakimiś samochodzikami przy stole, Kevin leży z głową na blacie znowu marudząc nad tym że nie jest głodny i nie zje płatków. Matka siedzi przy garach i wrzeszczy na niego, że ma w dupie czy jest głodny czy nie, ale ma to zjeść. A Joe nadal ma wyjebane i urządza sobie wyścigi. Taa… Oto moja rodzinka. Nie pełna co prawda, bo ojciec zostawił nas kiedy miałem siedem lat. Jakoś kilka miesięcy po naszej przeprowadzce do tego zadupia, Lafayette. W sumie nie pamiętam już za dobrze mojego rodzinnego Lakeland, na Florydzie, ale dam sobie chuja obciąć że było tam bardziej interesująco. Wszedłem do kuchni i pierwsze co zrobiłem, to wyłączyłem radio.
- Ej! – matce się to nie spodobało.
- Rzygam tym. – mruknąłem tylko i wziąłem swoje śniadanie, podchodząc do stołu. Taka prawda. W kółko tylko ten pieprzony Jackson, ABBA, albo nowy  Fleetwood. Czasem tylko puścili Floydów, Beatelsów, Dylana albo The Eagles. Ale kurwa, to była rzadkość. Perfidna rzadkość. Tak więc, zasiadłem do stołu, szturchając wcześniej Kevina i zacząłem jeść. Dzieciak oczywiście musiał mi oddać, przez co niemal wyplułem wszystko przed siebie.
- Kurw….de, gówniarzu! – wrzasnąłem.
- Jeff! – no jasne. Zawsze to ja jestem ten zły.
- Co Jeff?! To on zaczął!
- Wcale nie! – wtrącił się gówniarz, który myśli że nie jest gówniarzem.
- Jeffrey, jesteś starszy, powinieneś dawać mu przykład, a nie się z nim wykłócać!
Nie odpowiedziałem, bo stwierdziłem że szkoda mi powietrza.

Wyszedłem. Wyszłem… OPUŚCIŁEM dom, razem z tymi gówniarzami i szłem, szedłem… Eh.  Idłem, idłem i kurwa idłem, do tej szkoły. Kiedy przeidłem już kilkaset mil morskich, wreszcie w oczy rzuciła mi się cywilizacja. Choć może to złe słowo na określenie tego miasta. „Miasta”. Kevin i Joe zabrali się w swoją stronę, a ja do cholery dalej idłem. Ale wtedy wydarzyło się coś miłego. Bardzo miłego. W parku, przez który przechodziłem siedziała pewna dziewczyna. Kompletnie różniła się od wszystkich tych lasek jakie po Ameryce chodzą. Byłem tego pewny. Nie miała trwałej ani natapirowanych, wycieniowanych czy no, pociętych włosów i to utlenionych. Nie. Nie miała też na sobie spódniczki, jeansów pod cycki i na cyckach związanej koszuli. Dwa razy nie. Ona miała długie, czarne włosy, splecione w dwa warkocze i opadającą na czoło grzywkę. Ale taką na bok i trochę postrzępioną. Widać że cięła sama, w dodatku po pijaku. Miała jakiś dziwny sznurek, czy tam rzemyk, przewiązany przez głowę, na czole tak… No i takie okularki na nosie, takie w typie Lenona. Zasłaniały w tym momencie jej śliczne, duże i jasno błękitne oczy, zapewne obrysowane czarną kredką. Miała na sobie czarne, obcisłe jeansy i trampki na nogach. Była wysoka, dzięki czemu miała zajebiste, długie nogi. No i miała też dużą, czerwono czarną koszulę w kratkę, którą pewnie zajebała bratu. Była zapięta, pod spodem chyba nie miała nic. Nie zaglądałem. Choć bym chciał. Na palcach miała od cholery pierścionków, na nadgarstkach rzemyki i bransoletki z muliny. Wstała i podeszła do mnie. Wdech i wydech, Isbell, głupia cipo. Odwróć wzrok. No.
- Hey, Izzy. – przytuliła mnie. No, w sumie nie było w tym nic dziwnego. Bo my się od prawie dwóch lat przyjaźnimy, taka niespodzianka. I nie dajcie się zwieść moim opisem jej osoby, wcale do niej nie zarywam i… nie mam takiego zamiaru. Aha, i sprawa „Izzyego” . Nie mam bladego pojęcia jak na to wpadła, pytajcie jej, ale odkąd się przyjaźnimy tak mnie nazywa. W sumie mi to nie przeszkadza. Jest lepsze od mojego imienia, to na pewno. Wracając… też ją objąłem.
- Jak w domu? – jakoś trzeba nawiązać rozmowę. W każdym razie ruszyliśmy w stronę szkoły.
- Nic nowego. Ojciec jak zwykle awanturował się z Jimem, ale mi udało się nie wnikać w konwersację. Wyszłam wcześniej, może dlatego. – wzruszyła ramionami. Spojrzałem na nią wreszcie, odgarniając sobie zlatujące na twarz włosy do tyłu.
- Jak wcześniej?
- Wstałam o szóstej, nie chciało mi się dłużej leżeć, no to gotowa byłam przed siódmą. I tak wyszłam.
- To długo tu siedzisz. – bardziej stwierdziłem, niż zapytałem. – Po cholerę tak wcześnie wstajesz?
- Nie wiem, mamo. – awansowałem.  – Po prostu ostatnio  ciężko mi się śpi, mam jakieś dziwne sny, budzę się kilka razy  w nocy… Oh, whatever.
Kochałem jak to mówiła. W jej ustach to głupie słowo „whatever” brzmiało tak… zajebiście, no. Sam powoli zaczynałem się od tego uzależniać. Przez nią! W ogóle, dużo jej nawyków przeszło na mnie. Na przykład, palenie i picie. … No dobra, wiem, że nie uwierzycie. Tu akurat było na odwrót. Z paleniem, znaczy. Piła już wcześniej, ha! Wcale nie jestem taki zły jak myślicie.
To, co stało się teraz, zepsuło cały dzień. Mój humor. A nawet pogodę, bo słońce zaszło.
- Hej, skurwielu. Hej, Andy. – uścisnął brunetkę  i przywitał się ze mną.
- Czesć, chuju. – no dobra, może nie było tak źle jak to opisałem. Wcale niczego nie zepsuł (jeszcze) , ale słońce serio zaszło. No, wracając, to pojawił się Bill. Ruda małpa z którą w sumie nie wiem czemu się przyjaźnię, ale tak już jest. Traktujemy się jak bracia. W sumie dlatego tak pieszczotliwie do siebie mówimy.
I w trójkę poszliśmy do szkoły. Po dziesięciu kolejnych minutach byliśmy w budynku. Tak, dojście do tej zasranej budy zajmuje mi łącznie jakieś pięćdziesiąt minut. I stara mi się dziwi, że  zazwyczaj nie docieram…  W większości przypadków skręcam w drugą stronę już w parku, demoralizując Andree. Czasem przyłącza się do nas rudy śmieć. Ale tym razem trafiliśmy. I to prosto w łapy dyrektora, który złapał nas akurat w drzwiach…
- Isbell, Peterson. Do mojego gabinetu. – pociągnął mnie i Andy za sobą. Nie wierzę! Nam się oberwie, a Williamowi nie?! Ciekawe o co chodzi, że wziął tylko naszą dwójkę. A może nie zauważył Billa…? Umm… nie.
Weszliśmy do jego gabinetu i zajęliśmy dwa krzesła naprzeciw jego biurka. Dyrektor Peterson… Bo to właśnie on był ojcem Andy, tak w ogóle. No więc, zmierzył nas oboje wzrokiem i westchnął przeciągle.
- Które z was wpadło na  tak głupi pomysł jak zapchanie nauczycielskiej toalety opakowaniami po prezerwatywach?
Aaa, o to chodzi…
Spojrzeliśmy razem z Andy na siebie i równocześnie się uśmiechnęliśmy.
- To ja.
- Nie, to ja.
- Ja!
- To ja! Przestań mnie kryć!
- Nie, to ty przestań MNIE kryć!
- OBOJE zostaniecie w takim razie ukarani. – dyrkowi puściły nerwy, a my dopięliśmy swego. Zawsze tak robiliśmy. Ktoś  pomyślałby, że skoro to starszy Andrei, to szukałby winnego w każdym, tylko nie w niej. Ale było całkiem na odwrót. Był na nią cholernie cięty, bo, jak sam twierdził, przynosiła mu wstyd. Córka dyrektora powinna być wzorowym kujonem, tymczasem ona ledwo przechodziła z klasy do klasy, zachowywała się dość niegrzecznie (słowo daję, czasem miała większe odpały ode mnie i Billa razem wziętych!) , nie miała żadnych zahamowań itd. Itd.…  No. W każdym razie, czekała nas oboje kara. Ona miała pomóc przy organizowaniu jakiegoś przedstawienia, a ja miałem pomagać rozstawiać sprzęt na  dużym korytarzu, do zbliżającego się apelu. Już mieliśmy wychodzić, ale Peterson zatrzymał swoja córkę. Stałem na korytarzu, czekając na nią i myślałem o co się rozchodzi. Pewnie znowu prawi jej o tym, że ma się ze mną nie zadawać, unikać mnie i Billa , wziąć się w garść i takie tam… Powinienem jej dziękować na kolanach, za to że ma gdzieś rozkazy ojca i tego nie robi. W sumie nie wyobrażam sobie już życia bez niej…..
Kurwa.
To stwierdzenie było dziwne.
- Nie chce mi się siedzieć w szkole. – usłyszałem przy swoim prawym uchu i poczułem czyjeś dłonie na ramionach. Znałem ten dotyk bardzo dobrze. Choć chciałbym poznać jeszcze lepiej. Odwróciłem się do Andrei.
- A wiesz, że mi też? – uniosłem brew, uśmiechając się w ten sposób, że laski zawsze kurwa padały przede mną na kolana. (bez skojarzeń, kurwa. Chociaż…  No  dobra. Tu akurat możecie mieć skojarzenia.) Ale ona kurwa nie była jakąś tam laską i nawet się  tym za bardzo nie przejęła, tylko pociągnęła mnie za rękę do wyjścia ze szkoły.  Obeszliśmy budynek, bo na tył wychodziły okna klasy w której akurat miał zajęcia rudy. Jak zwykle patrzył się tempo w przestrzeń i przysypiał. Wziąłem Andy na barana i podsadziłem, żeby mogła dosięgnąć do okna.  Zapukała lekko w szybę, wytrącając Billa z transu. Uśmiechnął się jak debil kiedy ja zauważył. Dała mu znak że my sobie idziemy, na co ten schował książki do torby i wstał z ławki. Przez otwarte okno usłyszałem jak mówi jeszcze nieźle zdziwionemu nauczycielowi „do widzenia” i trzask drzwi. A potem śmiech uczniów.
- Dobra, daj mi zejść. – poczułem jak brunetka czochra mi włosy. Nie dałem jej zejść, tylko zacząłem iść przed siebie, do głównego wyjścia ze szkoły z którego miał zaraz wyjść nasz rudy kompan. Dziewczyna zaczęła się śmiać. Miała… taki zajebisty śmiech. Kiedy go słyszałem od razu poprawiał mi się humor. – Izzy, zostaw, jestem ciężka…
- Pieprzysz. – przerwałem jej. – Kurwa, w ogóle cię nie czuję, a ty pieprzysz że jesteś ciężka.. – nie odpowiedziała. Nie rozumiałem tych kobiecych kompleksów. Kurwa, nie mieszczą się w ‘S’ i już grube. Gruba, to jest kurwa Macy z VII B, dla której musieli framugi poszerzać.  W każdym razie i tak postawiłem ją na ziemi, bo przywlókł się Bill i w trójkę spierdoliliśmy z budy.
Po kilkunastu minutach siedzieliśmy w trójkę na trawie, na swego rodzaju polance nad rzeką. Andrea wpierdalała słonecznik, Bill pił wino, a ja paliłem. Właśnie uspokajaliśmy się po jakże zabawnym żarciku rudego, który w sumie nie był żartem, tylko sprawozdaniem z jakiejś dość poważnej sprawy… ale już nie pamiętam jakiej. Tak czy tak, było śmiesznie.
- Lato jest zajebiste. – to zdanie padło z ust Andy, która chwilę potem położyła głowę na moich nogach. Zaśmiałem się cicho i przesunąłem dłonią po jej zajebiście czarnych włosach. Kurwa, kiedyś sobie przefarbuje na taki kolor, jak chuja kocham.
- Mała… wiesz, że twoja głowa znajduje się właśnie w dość dziwnym miejscu…? – uniosłem brew, a Bailey zaczął się śmiać. Ona się tylko lekko uśmiechnęła.
- Taak… zdaję sobie z tego sprawę. – wymruczała i przesunęła lekko głową, przyciskając ją jednocześnie trochę mocniej do mojego krocza. Wydałem z siebie jakiś dość dziwny i kompromitujący dźwięk, i popchnąłem ją lekko żeby przeniosła się na moje uda. – I tak miałam wstawać, robiło się tam coraz twardziej. – stwierdziła lekko, podnosząc się do pozycji siedzącej, a Bill znowu wybuchł głośnym śmiechem. Kurwa, ta dziewczyna była niesamowita. Kochałem ją za tą otwartość, specyficzne poczucie humoru, umiejętność dostosowania się w środowisku erotomanów. Znaczy… kochałem po przyjacielsku. No i, do cholery… była chyba jedyną osobą na świecie która potrafiła mnie zawstydzić. Jak na przykład teraz.
- No wiesz co… ? Tak szybko ci staje? – dzięki, Rudy. Kurwa, pomagasz że ja pierdole…
- Lepiej szybko niż w ogóle. – odgryzłem się. – Zresztą, to przez nią! – zawołałem jak jakiś gówniarz któremu zabrali lizaka.
- Mam dokończyć…? – usłyszałem szept Andrei przy swoim  uchu, poczułem jej oddech na szyi i dłoń, wsuwającą się powoli (nie kurwa, niestety nie do spodni) pod moją koszulkę. Zamruczałem cicho.
- Słońce, przestań mnie podniecać, to grozi gwałtem… - nie pozostałem jej  dłużny i użyłem bardziej zmysłowego tonu. Wydawało mi się, czy przeszedł ją dreszcz? Wiedziałem że moje moce uwodzenia nie osłabły.
Zaśmiała się i odsunęła.
- Pff, to ja popodniecam Billa! – wstała i usiadła mu na kolanach.
- Mmm, i to ja rozumiem! – przyciągnął ją do siebie i pochylił się do przodu, tak że leżała na trawie. Z tego co widziałem to zaczął lekko przygryzać jej szyję przy akompaniamencie jej chichotu. No, za chuj nie wiem czemu, ale uśmiech zszedł mi z twarzy natychmiast i poczułem jakieś takie permanentne wkurwienie.
- Eeej, wolałem jednak jak mnie podniecałaś… - udałem smutny ton. W odpowiedzi uzyskałem tylko środkowy palec rudego. No chuj mnie strzelił. – Zginiesz, ruda małpo! – poderwałem się i odsunąłem go od biednej, bezbronnej Andy, co skończyło się śmiechem i naszą przepychanką na trawie.
- Masz zielone pasemka, debilu. – burknąłem, kiedy się uspokoiliśmy.
- A ty… jesteś zjebany.
- Cięta riposta stary, nie ma co. – zaśmialiśmy się wszyscy, a ja wstałem i zdjąłem koszulkę prezentując moją ociekającą seksem klatę. Przykułem wzrok Andrei. +10 do zajebistości.
- Striptiz? – uniosła zabawnie brwi, na co ze śmiechem wystawiłem w jej stronę środkowy palec. – Chcesz mi zrobić…? – uśmiechnęła się cwano.
- Kurwa… – zaśmiałem się, bo na chwilę mnie zatkało. – Kobieto, jesteś bardziej zboczona od nas dwóch razem wziętych! – zaczęliśmy się śmiać.
- To dlatego, że zboczoność spływa na mnie od was obu, przez co jestem zboczona podwójnie!
- I chuj, ja się idę kąpać! – wtrącił rudy, zaczynając się rozbierać.
- Kiedyś trzeba… - dodałem kąśliwie. No kurwa, nie moja wina. Samo cisnęło się na usta.
- Jebaj się!
- Kolejna taka zajebista riposta w niecałe dziesięć minut! Nie no, stary, zadziwiasz  mnie… - mój głos ociekał udawanym szacunkiem.
- Wy nie idziecie? – spytał, świecąc swoimi bokserkami.
- Nie mam gaci. – odpaliłem sobie papierosa. Zwrócił swój wzrok na brunetkę.
- Ja… mam stringi. I nie będę przed wami świecić dupą!
- Czemu? – odezwaliśmy się z Billem równocześnie.
- Jak ty pójdziesz, to ja też. – dodałem.
- Ej, ja nie mam zamiaru oglądać twojego…
- Stoi. – Andy zdjęła koszulkę. Mmm….
- Stoi to właśnie jego chuj. – Bailey nie byłby sobą, gdyby darował sobie to stwierdzenie… Dziewczyna zaśmiała się tylko i zdjęła spodnie. Kuurwa… jej zajebiste nogi. Jej zajebisty tyłek…! Powiedziałbym, że faktycznie mi stanął, ale w sumie stał już wcześniej. W takich chwilach żałowałem że się przyjaźnimy. Bo przyjaciółki do łóżka nie zaciągnę… Eh. Trzeba będzie coś z tym zrobić. Zdjąłem spodnie, zasłoniłem się łapami i wskoczyłem do rzeki z dzikim okrzykiem, któremu towarzyszył śmiech Andrei i jęki obrzydzenia Rudego. Ha, zazdrościł skurwiel, bo mam większego.  Po chwili dołączyła do nas Andy.
- Jak się spuścisz do wody to masz w ryj! – zastrzegł mój niezastąpiony przyjaciel.
- Nie spuszczam się na widok pół nagiej dziewczyny, w przeciwieństwie do ciebie. – odpowiedziałem mu spokojnie.
- Wcale nie spuszczam się na widok pół nagiej dziewczyny, pojebie! Ale kurwa nie zaprzeczę temu, że mi stanął. – wyszczerzył się spoglądając na dekolt Małej.
- Kurwa! – zaśmiała się. – Znajdźcie inny temat, niż wasze chuje, co?
- Masz zajebiste cycki! – rzuciłem propozycję.
- Właśnie! Są takie… takie.. zajebiste! Takie duuże…
- Ale nie za duże.
- I nie za małe.
- Mają idealny kształt…
- I pewnie są takie miękkie…
- Jędrne…
- Skończcie! – nie wytrzymała i zanurzyła się w wodzie tak, że widać było tylko jej głowę. – Nosz kurwa, jesteście pojebani! Zboczeni erotomani, nimfomani, seksoholicy, ja pierdole no!
- Też cię kochamy. – wyszczerzył się Bill, a ja uśmiechnąłem się lekko widząc jej rumieniec.
- Ładnie ci w czerwonym. – pokazała mi środkowy palec.
- Mmm, owszem, mogę ci zrobić jak już tak się prosisz. – wyszczerzyłem się, na co ona ukryła tylko twarz w dłoniach, śmiejąc się. Powoli rujnowaliśmy jej psychikę. Zanurkowałem i powoli płynąłem w jej stronę. Wyciągnęła mnie z wody za włosy, i zaczęliśmy się znowu w trójkę śmiać.
- Zboczeńcu! Bo zaraz ja zanurkuję, i bliżej ci się przyjrzę…!
- A proszę bardzo, nie mam nic do ukrycia. – wyszczerzyłem zęby w jej stronę.
- Mała, oślepniesz. – Bill przepływał właśnie obok nas.
- Tak długo już była zmuszona widzieć twoją twarz że nic więcej nie jest w stanie jej zaszkodzić.  – zgasiłem chuja, na co Mała zaczęła się śmiać. Wspominałem już jak się zajebiście śmiała…? Chyba tak.

3 komentarze:

  1. Dzięki za wizytę :> Ale zboczuchy XD Pośmiałam się czytając niektóre dialogi, jest tu dużo poczucia humoru. I bardzo podobało mi się, że narratorem jest Izzy :>

    OdpowiedzUsuń
  2. CZY TO SEN CZY TO OPOWIADANIE Z PERSPEKTYWY IZZEUSZA!?!? ŻEGNAJ NAUKO NA HISTORIĘ!

    I tak mało tu komentarzy? Tak nie może być >:D
    Awwwww *__*
    Wbiję tu wieczorem i przeczytam.

    Ej, usuń weryfikacje obrazkową :c

    OdpowiedzUsuń
  3. Cześć. Nawet nie wiesz jak się ucieszyłam, gdy zobaczyłam to opowiadanie :D
    Po pierwsze: jest z perspektywy faceta (i to jakiego! :D), a to jest... zajebiste.
    Po drugie: Izzy. Myślę,że nie muszę nic dodawać.
    Po trzecie: Świetnie napisane.
    Po czwarte: fabuła (przeczytałam już całe, ale jakoś trafiłam znowu pod pierwszy XD).

    "Wyszedłem. Wyszłem… OPUŚCIŁEM dom, razem z tymi gówniarzami i szłem, szedłem… Eh. Idłem, idłem i kurwa idłem, do tej szkoły. Kiedy przeidłem już kilkaset mil morskich..." Zajebisty tekst XD

    "wstałem i zdjąłem koszulkę prezentując moją ociekającą seksem klatę. Przykułem wzrok Andrei. +10 do zajebistości." XD

    "Stoi. – Andy zdjęła koszulkę. Mmm….
    - Stoi to właśnie jego chuj." XDDDDDDDD

    "Ha, zazdrościł skurwiel, bo mam większego." XDDD

    Wybacz, musiałam XD mogłabym jeszcze wiele tekstów tu wkleić, są świetne.
    Masz zajebisty styl pisania, kocham to opowiadanie.
    Po tym rozdziale widać, że Jeff do Andy... niby nic, a jednak coś :3
    Lecę komentować dalsze rozdziały :D

    OdpowiedzUsuń