Jeśli chodzi
jeszcze o sprawy organizacyjne, to WAŻNY KOMUNIKAT KTÓRY PROSZĘ PRZECZYTAĆ dotyczący informowania o nowych notkach. Po prawej widzicie księgę gości, gdzie proszę zostawiać w komentarzu jedynie
adres swojego bloga, jeśli będziecie chcieli być informowani. Jeśli ktoś będzie
prosił o informowanie pod notką, a jego adresu nie będzie w księdze gości, nie
będę go informować. Z góry dziękuję.
Zapraszam więc do czytania i I hope you enjoy it !
*************************************************************************
Take me down, little Susie, take me down. I know you think you’re the
queen of the underground. And you can send me dead flowers every morning. Send
me dead flowers by the…
- Jeff! Złaź na dół, zaraz spóźnisz się do szkoły!
Kurrrrrwa. Jakie to wkurwiające, kiedy w pełni się na czymś
skupiasz, czerpiąc z tego przyjemność i w ogóle, no… I tu nagle COŚ wytrąca cię
z tego zajebistego transu. Tak czy tak, zmuszony zostałem odłożyć gitarę i
naciągnąć na dupę jakieś spodnie. Zszedłem...Zeszłem. Zeszedłem kurwa po
schodach do kuchni, skąd dochodziło wołanie matki. I co tam zastałem? Hm? To co
zawsze. Joe bawi się jakimiś samochodzikami przy stole, Kevin leży z głową na
blacie znowu marudząc nad tym że nie jest głodny i nie zje płatków. Matka
siedzi przy garach i wrzeszczy na niego, że ma w dupie czy jest głodny czy nie,
ale ma to zjeść. A Joe nadal ma wyjebane i urządza sobie wyścigi. Taa… Oto moja
rodzinka. Nie pełna co prawda, bo ojciec zostawił nas kiedy miałem siedem lat.
Jakoś kilka miesięcy po naszej przeprowadzce do tego zadupia, Lafayette. W
sumie nie pamiętam już za dobrze mojego rodzinnego Lakeland, na Florydzie, ale
dam sobie chuja obciąć że było tam bardziej interesująco. Wszedłem do kuchni i
pierwsze co zrobiłem, to wyłączyłem radio.
- Ej! – matce się to nie spodobało.
- Rzygam tym. – mruknąłem tylko i wziąłem swoje śniadanie,
podchodząc do stołu. Taka prawda. W kółko tylko ten pieprzony Jackson, ABBA,
albo nowy Fleetwood. Czasem tylko
puścili Floydów, Beatelsów, Dylana albo The Eagles. Ale kurwa, to była
rzadkość. Perfidna rzadkość. Tak więc, zasiadłem do stołu, szturchając
wcześniej Kevina i zacząłem jeść. Dzieciak oczywiście musiał mi oddać, przez co
niemal wyplułem wszystko przed siebie.
- Kurw….de, gówniarzu! – wrzasnąłem.
- Jeff! – no jasne. Zawsze to ja jestem ten zły.
- Co Jeff?! To on zaczął!
- Wcale nie! – wtrącił się gówniarz, który myśli że nie jest gówniarzem.
- Jeffrey, jesteś starszy, powinieneś dawać mu przykład, a
nie się z nim wykłócać!
Nie odpowiedziałem, bo stwierdziłem że szkoda mi powietrza.
Wyszedłem. Wyszłem… OPUŚCIŁEM dom, razem z tymi gówniarzami
i szłem, szedłem… Eh. Idłem, idłem i
kurwa idłem, do tej szkoły. Kiedy przeidłem już kilkaset mil morskich, wreszcie
w oczy rzuciła mi się cywilizacja. Choć może to złe słowo na określenie tego
miasta. „Miasta”. Kevin i Joe zabrali się w swoją stronę, a ja do cholery dalej
idłem. Ale wtedy wydarzyło się coś miłego. Bardzo miłego. W parku, przez który
przechodziłem siedziała pewna dziewczyna. Kompletnie różniła się od wszystkich
tych lasek jakie po Ameryce chodzą. Byłem tego pewny. Nie miała trwałej ani
natapirowanych, wycieniowanych czy no, pociętych włosów i to utlenionych. Nie.
Nie miała też na sobie spódniczki, jeansów pod cycki i na cyckach związanej
koszuli. Dwa razy nie. Ona miała długie, czarne włosy, splecione w dwa warkocze
i opadającą na czoło grzywkę. Ale taką na bok i trochę postrzępioną. Widać że
cięła sama, w dodatku po pijaku. Miała jakiś dziwny sznurek, czy tam rzemyk,
przewiązany przez głowę, na czole tak… No i takie okularki na nosie, takie w
typie Lenona. Zasłaniały w tym momencie jej śliczne, duże i jasno błękitne
oczy, zapewne obrysowane czarną kredką. Miała na sobie czarne, obcisłe jeansy i
trampki na nogach. Była wysoka, dzięki czemu miała zajebiste, długie nogi. No i
miała też dużą, czerwono czarną koszulę w kratkę, którą pewnie zajebała bratu.
Była zapięta, pod spodem chyba nie miała nic. Nie zaglądałem. Choć bym chciał.
Na palcach miała od cholery pierścionków, na nadgarstkach rzemyki i bransoletki
z muliny. Wstała i podeszła do mnie. Wdech i wydech, Isbell, głupia cipo.
Odwróć wzrok. No.
- Hey, Izzy. – przytuliła mnie. No, w sumie nie było w tym
nic dziwnego. Bo my się od prawie dwóch lat przyjaźnimy, taka niespodzianka. I nie
dajcie się zwieść moim opisem jej osoby, wcale do niej nie zarywam i… nie mam
takiego zamiaru. Aha, i sprawa „Izzyego” . Nie mam bladego pojęcia jak na to
wpadła, pytajcie jej, ale odkąd się przyjaźnimy tak mnie nazywa. W sumie mi to
nie przeszkadza. Jest lepsze od mojego imienia, to na pewno. Wracając… też ją
objąłem.
- Jak w domu? – jakoś trzeba nawiązać rozmowę. W każdym
razie ruszyliśmy w stronę szkoły.
- Nic nowego. Ojciec jak zwykle awanturował się z Jimem, ale
mi udało się nie wnikać w konwersację. Wyszłam wcześniej, może dlatego. –
wzruszyła ramionami. Spojrzałem na nią wreszcie, odgarniając sobie zlatujące na
twarz włosy do tyłu.
- Jak wcześniej?
- Wstałam o szóstej, nie chciało mi się dłużej leżeć, no to
gotowa byłam przed siódmą. I tak wyszłam.
- To długo tu siedzisz. – bardziej stwierdziłem, niż
zapytałem. – Po cholerę tak wcześnie wstajesz?
- Nie wiem, mamo. – awansowałem. – Po prostu ostatnio ciężko mi się śpi, mam jakieś dziwne sny,
budzę się kilka razy w nocy… Oh,
whatever.
Kochałem jak to mówiła. W jej ustach to głupie słowo
„whatever” brzmiało tak… zajebiście, no. Sam powoli zaczynałem się od tego
uzależniać. Przez nią! W ogóle, dużo jej nawyków przeszło na mnie. Na przykład,
palenie i picie. … No dobra, wiem, że nie uwierzycie. Tu akurat było na odwrót.
Z paleniem, znaczy. Piła już wcześniej, ha! Wcale nie jestem taki zły jak
myślicie.
To, co stało się teraz, zepsuło cały dzień. Mój humor. A
nawet pogodę, bo słońce zaszło.
- Hej, skurwielu. Hej, Andy. – uścisnął brunetkę i przywitał się ze mną.
- Czesć, chuju. – no dobra, może nie było tak źle jak to
opisałem. Wcale niczego nie zepsuł (jeszcze) , ale słońce serio zaszło. No,
wracając, to pojawił się Bill. Ruda małpa z którą w sumie nie wiem czemu się
przyjaźnię, ale tak już jest. Traktujemy się jak bracia. W sumie dlatego tak
pieszczotliwie do siebie mówimy.
I w trójkę poszliśmy do szkoły. Po dziesięciu kolejnych
minutach byliśmy w budynku. Tak, dojście do tej zasranej budy zajmuje mi
łącznie jakieś pięćdziesiąt minut. I stara mi się dziwi, że zazwyczaj nie docieram… W większości przypadków skręcam w drugą
stronę już w parku, demoralizując Andree. Czasem przyłącza się do nas rudy
śmieć. Ale tym razem trafiliśmy. I to prosto w łapy dyrektora, który złapał nas
akurat w drzwiach…
- Isbell, Peterson. Do mojego gabinetu. – pociągnął mnie i
Andy za sobą. Nie wierzę! Nam się oberwie, a Williamowi nie?! Ciekawe o co
chodzi, że wziął tylko naszą dwójkę. A może nie zauważył Billa…? Umm… nie.
Weszliśmy do jego gabinetu i zajęliśmy dwa krzesła naprzeciw
jego biurka. Dyrektor Peterson… Bo to właśnie on był ojcem Andy, tak w ogóle.
No więc, zmierzył nas oboje wzrokiem i westchnął przeciągle.
- Które z was wpadło na
tak głupi pomysł jak zapchanie nauczycielskiej toalety opakowaniami po
prezerwatywach?
Aaa, o to chodzi…
Spojrzeliśmy razem z Andy na siebie i równocześnie się
uśmiechnęliśmy.
- To ja.
- Nie, to ja.
- Ja!
- To ja! Przestań mnie kryć!
- Nie, to ty przestań MNIE kryć!
- OBOJE zostaniecie w takim razie ukarani. – dyrkowi puściły
nerwy, a my dopięliśmy swego. Zawsze tak robiliśmy. Ktoś pomyślałby, że skoro to starszy Andrei, to
szukałby winnego w każdym, tylko nie w niej. Ale było całkiem na odwrót. Był na
nią cholernie cięty, bo, jak sam twierdził, przynosiła mu wstyd. Córka
dyrektora powinna być wzorowym kujonem, tymczasem ona ledwo przechodziła z
klasy do klasy, zachowywała się dość niegrzecznie (słowo daję, czasem miała
większe odpały ode mnie i Billa razem wziętych!) , nie miała żadnych zahamowań
itd. Itd.… No. W każdym razie, czekała
nas oboje kara. Ona miała pomóc przy organizowaniu jakiegoś przedstawienia, a
ja miałem pomagać rozstawiać sprzęt na
dużym korytarzu, do zbliżającego się apelu. Już mieliśmy wychodzić, ale
Peterson zatrzymał swoja córkę. Stałem na korytarzu, czekając na nią i myślałem
o co się rozchodzi. Pewnie znowu prawi jej o tym, że ma się ze mną nie zadawać,
unikać mnie i Billa , wziąć się w garść i takie tam… Powinienem jej
dziękować na kolanach, za to że ma gdzieś rozkazy ojca i tego nie robi. W sumie
nie wyobrażam sobie już życia bez niej…..
Kurwa.
To stwierdzenie było dziwne.
- Nie chce mi się siedzieć w szkole. – usłyszałem przy swoim
prawym uchu i poczułem czyjeś dłonie na ramionach. Znałem ten dotyk bardzo
dobrze. Choć chciałbym poznać jeszcze lepiej. Odwróciłem się do Andrei.
- A wiesz, że mi też? – uniosłem brew, uśmiechając się w ten
sposób, że laski zawsze kurwa padały przede mną na kolana. (bez skojarzeń,
kurwa. Chociaż… No dobra. Tu akurat możecie mieć skojarzenia.)
Ale ona kurwa nie była jakąś tam laską i nawet się tym za bardzo nie przejęła, tylko pociągnęła
mnie za rękę do wyjścia ze szkoły.
Obeszliśmy budynek, bo na tył wychodziły okna klasy w której akurat miał
zajęcia rudy. Jak zwykle patrzył się tempo w przestrzeń i przysypiał. Wziąłem
Andy na barana i podsadziłem, żeby mogła dosięgnąć do okna. Zapukała lekko w szybę, wytrącając Billa z
transu. Uśmiechnął się jak debil kiedy ja zauważył. Dała mu znak że my sobie
idziemy, na co ten schował książki do torby i wstał z ławki. Przez otwarte okno
usłyszałem jak mówi jeszcze nieźle zdziwionemu nauczycielowi „do widzenia” i
trzask drzwi. A potem śmiech uczniów.
- Dobra, daj mi zejść. – poczułem jak brunetka czochra mi
włosy. Nie dałem jej zejść, tylko zacząłem iść przed siebie, do głównego
wyjścia ze szkoły z którego miał zaraz wyjść nasz rudy kompan. Dziewczyna
zaczęła się śmiać. Miała… taki zajebisty śmiech. Kiedy go słyszałem od razu
poprawiał mi się humor. – Izzy, zostaw, jestem ciężka…
- Pieprzysz. – przerwałem jej. – Kurwa, w ogóle cię nie
czuję, a ty pieprzysz że jesteś ciężka.. – nie odpowiedziała. Nie rozumiałem
tych kobiecych kompleksów. Kurwa, nie mieszczą się w ‘S’ i już grube. Gruba, to
jest kurwa Macy z VII B, dla której musieli framugi poszerzać. W każdym razie i tak postawiłem ją na ziemi,
bo przywlókł się Bill i w trójkę spierdoliliśmy z budy.
Po kilkunastu minutach siedzieliśmy w trójkę na trawie, na
swego rodzaju polance nad rzeką. Andrea wpierdalała słonecznik, Bill pił wino,
a ja paliłem. Właśnie uspokajaliśmy się po jakże zabawnym żarciku rudego, który
w sumie nie był żartem, tylko sprawozdaniem z jakiejś dość poważnej sprawy… ale
już nie pamiętam jakiej. Tak czy tak, było śmiesznie.
- Lato jest zajebiste. – to zdanie padło z ust Andy, która
chwilę potem położyła głowę na moich nogach. Zaśmiałem się cicho i przesunąłem
dłonią po jej zajebiście czarnych włosach. Kurwa, kiedyś sobie przefarbuje na
taki kolor, jak chuja kocham.
- Mała… wiesz, że twoja głowa znajduje się właśnie w dość
dziwnym miejscu…? – uniosłem brew, a Bailey zaczął się śmiać. Ona się tylko
lekko uśmiechnęła.
- Taak… zdaję sobie z tego sprawę. – wymruczała i przesunęła
lekko głową, przyciskając ją jednocześnie trochę mocniej do mojego krocza.
Wydałem z siebie jakiś dość dziwny i kompromitujący dźwięk, i popchnąłem ją
lekko żeby przeniosła się na moje uda. – I tak miałam wstawać, robiło się tam
coraz twardziej. – stwierdziła lekko, podnosząc się do pozycji siedzącej, a Bill
znowu wybuchł głośnym śmiechem. Kurwa, ta dziewczyna była niesamowita. Kochałem
ją za tą otwartość, specyficzne poczucie humoru, umiejętność dostosowania się w
środowisku erotomanów. Znaczy… kochałem po przyjacielsku. No i, do cholery…
była chyba jedyną osobą na świecie która potrafiła mnie zawstydzić. Jak na
przykład teraz.
- No wiesz co… ? Tak szybko ci staje? – dzięki, Rudy. Kurwa,
pomagasz że ja pierdole…
- Lepiej szybko niż w ogóle. – odgryzłem się. – Zresztą, to
przez nią! – zawołałem jak jakiś gówniarz któremu zabrali lizaka.
- Mam dokończyć…? – usłyszałem szept Andrei przy swoim uchu, poczułem jej oddech na szyi i dłoń,
wsuwającą się powoli (nie kurwa, niestety nie do spodni) pod moją koszulkę.
Zamruczałem cicho.
- Słońce, przestań mnie podniecać, to grozi gwałtem… - nie
pozostałem jej dłużny i użyłem bardziej
zmysłowego tonu. Wydawało mi się, czy przeszedł ją dreszcz? Wiedziałem że moje
moce uwodzenia nie osłabły.
Zaśmiała się i odsunęła.
- Pff, to ja popodniecam Billa! – wstała i usiadła mu na
kolanach.
- Mmm, i to ja rozumiem! – przyciągnął ją do siebie i
pochylił się do przodu, tak że leżała na trawie. Z tego co widziałem to zaczął
lekko przygryzać jej szyję przy akompaniamencie jej chichotu. No, za chuj nie
wiem czemu, ale uśmiech zszedł mi z twarzy natychmiast i poczułem jakieś takie
permanentne wkurwienie.
- Eeej, wolałem jednak jak mnie podniecałaś… - udałem smutny
ton. W odpowiedzi uzyskałem tylko środkowy palec rudego. No chuj mnie strzelił.
– Zginiesz, ruda małpo! – poderwałem się i odsunąłem go od biednej, bezbronnej
Andy, co skończyło się śmiechem i naszą przepychanką na trawie.
- Masz zielone pasemka, debilu. – burknąłem, kiedy się
uspokoiliśmy.
- A ty… jesteś zjebany.
- Cięta riposta stary, nie ma co. – zaśmialiśmy się wszyscy,
a ja wstałem i zdjąłem koszulkę prezentując moją ociekającą seksem klatę.
Przykułem wzrok Andrei. +10 do zajebistości.
- Striptiz? – uniosła zabawnie brwi, na co ze śmiechem
wystawiłem w jej stronę środkowy palec. – Chcesz mi zrobić…? – uśmiechnęła się
cwano.
- Kurwa… – zaśmiałem się, bo na chwilę mnie zatkało. –
Kobieto, jesteś bardziej zboczona od nas dwóch razem wziętych! – zaczęliśmy się
śmiać.
- To dlatego, że zboczoność spływa na mnie od was obu, przez
co jestem zboczona podwójnie!
- I chuj, ja się idę kąpać! – wtrącił rudy, zaczynając się
rozbierać.
- Kiedyś trzeba… - dodałem kąśliwie. No kurwa, nie moja
wina. Samo cisnęło się na usta.
- Jebaj się!
- Kolejna taka zajebista riposta w niecałe dziesięć minut!
Nie no, stary, zadziwiasz mnie… - mój
głos ociekał udawanym szacunkiem.
- Wy nie idziecie? – spytał, świecąc swoimi bokserkami.
- Nie mam gaci. – odpaliłem sobie papierosa. Zwrócił swój
wzrok na brunetkę.
- Ja… mam stringi. I nie będę przed wami świecić dupą!
- Czemu? – odezwaliśmy się z Billem równocześnie.
- Jak ty pójdziesz, to ja też. – dodałem.
- Ej, ja nie mam zamiaru oglądać twojego…
- Stoi. – Andy zdjęła koszulkę. Mmm….
- Stoi to właśnie jego chuj. – Bailey nie byłby sobą, gdyby
darował sobie to stwierdzenie… Dziewczyna zaśmiała się tylko i zdjęła spodnie.
Kuurwa… jej zajebiste nogi. Jej zajebisty tyłek…! Powiedziałbym, że faktycznie mi
stanął, ale w sumie stał już wcześniej. W takich chwilach żałowałem że się
przyjaźnimy. Bo przyjaciółki do łóżka nie zaciągnę… Eh. Trzeba będzie coś z tym
zrobić. Zdjąłem spodnie, zasłoniłem się łapami i wskoczyłem do rzeki z dzikim
okrzykiem, któremu towarzyszył śmiech Andrei i jęki obrzydzenia Rudego. Ha,
zazdrościł skurwiel, bo mam większego. Po chwili dołączyła do nas Andy.
- Jak się spuścisz do wody to masz w ryj! – zastrzegł mój
niezastąpiony przyjaciel.
- Nie spuszczam się na widok pół nagiej dziewczyny, w
przeciwieństwie do ciebie. – odpowiedziałem mu spokojnie.
- Wcale nie spuszczam się na widok pół nagiej dziewczyny,
pojebie! Ale kurwa nie zaprzeczę temu, że mi stanął. – wyszczerzył się
spoglądając na dekolt Małej.
- Kurwa! – zaśmiała się. – Znajdźcie inny temat, niż wasze
chuje, co?
- Masz zajebiste cycki! – rzuciłem propozycję.
- Właśnie! Są takie… takie.. zajebiste! Takie duuże…
- Ale nie za duże.
- I nie za małe.
- Mają idealny kształt…
- I pewnie są takie miękkie…
- Jędrne…
- Skończcie! – nie wytrzymała i zanurzyła się w wodzie tak,
że widać było tylko jej głowę. – Nosz kurwa, jesteście pojebani! Zboczeni erotomani,
nimfomani, seksoholicy, ja pierdole no!
- Też cię kochamy. – wyszczerzył się Bill, a ja uśmiechnąłem
się lekko widząc jej rumieniec.
- Ładnie ci w czerwonym. – pokazała mi środkowy palec.
- Mmm, owszem, mogę ci zrobić jak już tak się prosisz. –
wyszczerzyłem się, na co ona ukryła tylko twarz w dłoniach, śmiejąc się. Powoli
rujnowaliśmy jej psychikę. Zanurkowałem i powoli płynąłem w jej stronę.
Wyciągnęła mnie z wody za włosy, i zaczęliśmy się znowu w trójkę śmiać.
- Zboczeńcu! Bo zaraz ja zanurkuję, i bliżej ci się
przyjrzę…!
- A proszę bardzo, nie mam nic do ukrycia. – wyszczerzyłem
zęby w jej stronę.
- Mała, oślepniesz. – Bill przepływał właśnie obok nas.
- Tak długo już była zmuszona widzieć twoją twarz że nic
więcej nie jest w stanie jej zaszkodzić.
– zgasiłem chuja, na co Mała zaczęła się śmiać. Wspominałem już jak się
zajebiście śmiała…? Chyba tak.
Dzięki za wizytę :> Ale zboczuchy XD Pośmiałam się czytając niektóre dialogi, jest tu dużo poczucia humoru. I bardzo podobało mi się, że narratorem jest Izzy :>
OdpowiedzUsuńCZY TO SEN CZY TO OPOWIADANIE Z PERSPEKTYWY IZZEUSZA!?!? ŻEGNAJ NAUKO NA HISTORIĘ!
OdpowiedzUsuńI tak mało tu komentarzy? Tak nie może być >:D
Awwwww *__*
Wbiję tu wieczorem i przeczytam.
Ej, usuń weryfikacje obrazkową :c
Cześć. Nawet nie wiesz jak się ucieszyłam, gdy zobaczyłam to opowiadanie :D
OdpowiedzUsuńPo pierwsze: jest z perspektywy faceta (i to jakiego! :D), a to jest... zajebiste.
Po drugie: Izzy. Myślę,że nie muszę nic dodawać.
Po trzecie: Świetnie napisane.
Po czwarte: fabuła (przeczytałam już całe, ale jakoś trafiłam znowu pod pierwszy XD).
"Wyszedłem. Wyszłem… OPUŚCIŁEM dom, razem z tymi gówniarzami i szłem, szedłem… Eh. Idłem, idłem i kurwa idłem, do tej szkoły. Kiedy przeidłem już kilkaset mil morskich..." Zajebisty tekst XD
"wstałem i zdjąłem koszulkę prezentując moją ociekającą seksem klatę. Przykułem wzrok Andrei. +10 do zajebistości." XD
"Stoi. – Andy zdjęła koszulkę. Mmm….
- Stoi to właśnie jego chuj." XDDDDDDDD
"Ha, zazdrościł skurwiel, bo mam większego." XDDD
Wybacz, musiałam XD mogłabym jeszcze wiele tekstów tu wkleić, są świetne.
Masz zajebisty styl pisania, kocham to opowiadanie.
Po tym rozdziale widać, że Jeff do Andy... niby nic, a jednak coś :3
Lecę komentować dalsze rozdziały :D