8 lutego 2014

Episode Seven

Obudziło mnie nieprzyjemne dźganie w ramie. Wkurwiony chciałem bez otwierania oczu przegonić to coś ręką, ale nie ustępowało. W końcu odwróciłem się, leniwie uchylając powieki. Na łóżku siedział ten mały gówniarz, jakby nigdy nic gapiąc się na mnie przytulającego Andy. Czy to było serio takie dziwne z jego perspektywy?
- Co jest, młody? – Ziewnąłem.
- Czemu tu spałeś? – zapytał spokojnie, przyglądając mi się bacznie.
- Bo chciałem spędzić więcej czasu z twoją mamą. – odpowiedziałem mu bez owijania w bawełnę. Spojrzałem na Andy która jeszcze się nie obudziła. – Możesz tu wpaść za parę minut? – uniosłem brew, zwracając spojrzenie znowu na Kennetha. Wzruszył tylko ramionami i wyszedł z pokoju. W sumie dość kompromisowy jak na dzieciaka. Odgarnąłem Andreii ciemne kosmyki z twarzy i musnąłem ustami jej skroń, następnie podążając nimi coraz niżej, po linii szczęki, delikatnie zahaczając o jej wargi. Uśmiechnęła się lekko i mruknęła coś niezrozumiałego, a potem przewróciła na plecy i spojrzała na mnie swoimi jasnymi oczami.
- Która godzina…? – ziewnęła.
- Po dziesiątej. – odpowiedziałem jakimś takim wyjątkowo spokojnym głosem, wpatrując się w nią i samemu czując wewnątrz jakiś taki wyjątkowy spokój. Przeciągnęła się, nie wiedząc chyba jak zajebiście jej piersi w tej pozie wyglądały. Podniosła się do pozycji siedzącej i odgarnęła włosy do tyłu. Złapałem się na tym, że bezwiednie drapię się cały czas po łydkach, dosłownie kurwa nie mogąc przestać. Rozejrzałem się dookoła, od razu tracąc ten wewnętrzny spokój kiedy dotarły do mnie pewne fakty. Wyleciałem z łóżka jak z procy, rzucając się do swoich spodni i koszuli i zaczynając je przeszukiwać.
- Izzy… Wszystko w porządku…? – usłyszałem za sobą. Andy wstała z łóżka i podeszła do mnie, kiedy olałem jej pytanie, z desperacją szukając małego woreczka w którym powinny znajdować się resztki heroiny. Na pierdolone szczęście w końcu udało mi się go wygrzebać. Schowałem go w dłoni, którą zacisnąłem w pięść.
- Tak, okay… musiałem tylko coś znaleźć.
- Co takiego? – zapytała, uśmiechając się jak ciekawska gówniareczka, która chce podstępem podejść starszych żeby jej powiedzieli co dostanie na święta. Była urocza.
- Nic… nieważne. – mruknąłem, nie potrafiąc skupić myśli teraz nawet na niej. Zacząłem delikatnie dygotać, ale starałem się to jakoś powstrzymywać. – Słuchaj… Zaraz przyjdę, idę się ubrać i w ogóle.
Nie czekając na jej odpowiedź porwałem jedynie kurtkę i pomknąłem do łazienki. Z kurtki wyciągnąłem strzykawkę, zamocowałem nową igłę i zacząłem robić sobie działkę. Łapy trzęsły mi się jak kurwa mać. W końcu wbiłem się, parę sekund później czując już ogarniające mnie, znajome ciepło i ukojenie. To było to, w ten sposób mógłbym funkcjonować już zawsze. Zawsze być w takim stanie jak teraz. Westchnąłem cicho, zamykając oczy i rozkoszując się działaniem narkotyku przez tą krótką chwilę. Wróciłem do sypialni Andy po paru minutach , w bokserkach i kurtce.
- Zapomniałeś chyba czegoś. – uniosła brew, uśmiechając się lekko. Jebnąłem kurtkę na krzesło i położyłem się obok niej. – Co to było?
- Co? – spojrzałem na nią zaskoczony.
- Wylatujesz z pokoju jakby się paliło, niby się ubrać, a nawet nie bierzesz ubrań. Teraz wracasz i jakby nigdy nic się kładziesz.
- Źle się poczułem… Daj spokój. – starałem się uciąć temat, ale ona nie była głupia. Wydawało mi się, że może coś podejrzewać. Byłem wręcz pewien, że tak jest, nie komentowała tego jednak, uznając pewnie, że nie jest to już jej interes.

Wpatrywałem się w nią, jak robi śniadanie, rozmawiając i żartując z tym małym gówniarzem. Nie wiem jak to określić, ale czułem wtedy coś takiego… coś, co mi się kurewsko podobało, coś co sprawiło, że cały czas uśmiechałem się jak głupi. Przez chwilę moje myśli nawiedził obraz szczęśliwej rodzinki, ze mną w roli głowy rodziny. Czegoś bardziej absurdalnego chyba jeszcze świat nie widział.
- Dzięki. – uśmiechnąłem się i zacząłem wpierdalać jajka z bekonem, które postawiła przede mną Andy.
Po śniadaniu siedzieliśmy w salonie, zacząłem dogadywać się z młodym i w sumie stwierdzam, że fajny z niego dzieciak. Wyrośnie na ludzi. Po czternastej zostałem niestety grzecznie wyproszony, bo za niedługo Andy musiała zbierać się do pracy. Była kelnerką w jakiejś restauracji… chuj wie gdzie. To dlatego nie mogłem znaleźć jej więcej w Rainbow. Ciekawe dlaczego zmieniła robote.

Cały mój czas starałem się zorganizować jakoś tak, żeby poświęcać go w takim samym stopniu na nagrania, jak i na spotkania z Andy i tym młodocianym bandytą, do którego w sumie dość mocno się przywiązałem. Zabierałem go na spacery, koncerty, do studia… Podobało mu się co robimy, podobała mu się muzyka, a jak widzi się takiego dzieciaka, który już wie co dobre, to normalnie aż serducho się raduje. Guns N’ Roses zaczęło pracę nad mini albumem. Zamierzaliśmy umieścić na nim nasze dwa najlepsze kawałki, Reckless Life i Move To The City. Poza tym mieliśmy w planach dwa covery, więc że tak powiem, zbytnio się nie napracowaliśmy. Tym bardziej że nagrywaliśmy całość niecałe dwa dni. Siedzieliśmy w studiu od rana do nocy, chlejąc i ćpając, a na nagrania poświęcając ledwie pięć godzin łącznie. Byliśmy jednak dumni z efektu. Nasza pierwsza, kurwa, prawie płyta! Od razu po zakończeniu pracy nad nią musieliśmy to oblać. Poszliśmy więc wieczorem do Cathouse, a ja postanowiłem zabrać tam Andy. Wcześniej nie spotykaliśmy się nigdy wszyscy razem. Znaczy, ona nie znała ich, bo w sumie to tego nie chciałem. Fajnie spędzało mi się z nią czas, ale nie byłem pewien jak może to wyglądać  w towarzystwie moich kolegów. No i  Axl. Niekoniecznie pasowało mi to, że będą przebywać ze sobą w jednym pomieszczeniu. Nie wiem dlaczego. Rzekłbym, że przypominało to zazdrość, ale zazdrosny nie byłem. No kurwa, niby o co…? Przecież Andy nie była moja. Niestety.
- Jak kurewsko miło nam was ugościć. W samą porę Stradlin, chodź zatańczyć. – Slash wstał i klepnął mnie w ramię. Andy spojrzała na mnie rozbawiona.
- Zaraz wrócę. Nie pytaj… - wymusiłem uśmiech i poszedłem z Hudsonem do kibla, żeby uzupełnić krew w potrzebne substancje. Kiedy wróciliśmy szczęśliwi i pełni życia, wszyscy zajęci byli rozmową i chlaniem.
- To kiedy tu przyjechałaś…? Ile już tu siedzisz…? – wypytywał ją Duff, wyraźnie chcąc nawiązać jakąkolwiek rozmowę żeby nie czuła się z nami niekomfortowo. On wbrew pozorom był inteligentny. Był też przyjazny i otwarty, i kiedy ktoś był nowy, jak teraz Andy, zawsze chętnie pomagał się odnaleźć w naszym towarzystwie. Robił to tym chętniej kiedy była to dziewczyna, bo kutas doskonale potrafił wczuć się w rolę uroczego, miłego i wyrozumiałego kolegi, tym samym szybko zyskując największą sympatię i mając kolejną pannę w łóżku. Ale tej nie uda mu się przelecieć, więc niech nawet chuj o tym nie myśli.
-  Andy, Izzy mówił że wpadłaś. Kiedy, kurwa? Z kim? – usłyszałem głos Axla, siedzącego naprzeciwko Andy. Wpatrywał się w nią uważnie, a ja po jej minie widziałem już, że będzie niedobrze.  
- Um… To… skomplikowane… - spojrzała na mnie z wyrzutem i żalem. Pewnie pomyślała, że rozgadałem całemu Hollywood, że ma dziecko i że przy okazji jeszcze nieźle na nią nawrzucałem. Mruknęła coś, że źle się czuje i bez żadnych bardziej szczegółowych wyjaśnień wyszła. Bez zastanowienia wstałem i wyleciałem za nią.
- Andy… poczekaj! – złapałem ją za rękę, ale wyrwała się. – Posłuchaj...
- Czego? – odwróciła się w moją stronę. Nawet nie była zła. Chyba.
- Przepraszam… nie powinienem o tym mówić Axlowi. To twoje sprawy i w ogóle...
- Izzy… wyluzuj. – uśmiechnęła się lekko. – Wpadłam. Trudno… Ale Kenneth to mój syn, nie wstydzę się go i nie mam zamiaru wyrzekać czy robić z tego jakiś temat tabu. – wzruszyła ramionami i odwróciła wzrok, a ja wpatrywałem się w nią cały czas uważnie. Bez słowa objąłem ją i zaczęliśmy iść w stronę jej domu. Było mi głupio, ale musiałem zapytać.
- Czyj… czyj on jest? Jeśli… znaczy… albo nie mów. Albo poczekaj… czy… czy on jest Axla? – zatrzymałem ją i udało mi się to w końcu wydusić. Widziałem jej zaskoczone spojrzenie. – Nie mów nic innego… chce wiedzieć tylko tyle. Tak, albo nie. Jest jego, czy nie? – przewiercałem ją spojrzeniem, czując jak serce coraz bardziej mi przyspiesza. Zależało mi na tym, żeby to wiedzieć. Modliłem się w duchu, żeby odpowiedziała przecząco. Nie wiem czemu, ale kurwa zajebałbym się gdyby to dziecko było jego. Najpierw w sumie zajebałbym rudego, potem siebie. To chore, wiem. Zależało mi na tej dziewczynie i to cholernie. Zaakceptowałem Kennetha, przywykłem do tego, że Andrea poświęca i będzie poświęcać mu wiele czasu, że dojrzała, jest teraz matką i została zmuszona do prowadzenia dorosłego życia. Że nie będzie już tak jak było kiedyś. Kurwa… właściwie to oboje dorośliśmy. Nie jesteśmy już gówniarzami, tylko że mnie akurat jakoś to umknęło. W każdym razie byłem gotów rzucić wszystko, żeby tylko w jakikolwiek sposób być blisko z Andy. Ale gdyby okazało się, że Keny jest dzieciakiem Axla… Nie mógłbym już chyba normalnie przebywać w jego towarzystwie. Przypominałby mi tylko ciągle o sytuacji która zaszła w Lafayette, o wyborze Andrei, o tym co działo się później… Myślcie o mnie co chcecie. Jestem skurwielem, jestem jebanym chujem bez uczuć… ale tamto naprawdę mnie zabolało. Nigdy do żadnej dziewczyny nie czułem czegoś takiego jak do niej i nigdy nic nie zadało mi tyle bólu jak właśnie ona. Cholera, pamiętam przecież jak nie wychodziłem z domu przez tydzień. Wiem, że kurwa nawet wtedy płakałem. Raz mi się tylko zdarzyła taka akcja. Właśnie wtedy. Więc… no… zrozumiecie albo nie. Po prostu musiałem to wiedzieć.
- Izzy… my… myślałam, że… To wszystko jest oczywiste… - patrzyła na mnie zaskoczona, a ja ponaglałem ją spojrzeniem do szybszej odpowiedzi. – Nieważne zresztą. Nie, nie jest Axla, co do tego możesz być pewien.
O kurwa. Jaka ulga! Kamień spadł mi z serca, aż musiałem głębiej odetchnąć. Byłem tym wszystkim tak podekscytowany, że nie zauważyłem nawet tego, że Andy jakoś dziwnie się zasmuciła. Kompletnie nie myśląc o tym co robię, przyciągnąłem ją do siebie i pocałowałem. Staliśmy pod jej domem, a ja obejmowałem ją i całowałem. Zajebiście było znowu poczuć jej usta. Jej delikatne dłonie wplecione w moje włosy. Dopiero po jakiejś dłuższej chwili się od siebie odsunęliśmy. Wpatrywałem się w nią z uśmiechem, wpatrywałem się w jej uśmiech. Oczy jej się zaszkliły i zaśmiała się cicho. Nie mówiła jednak nic.
- Kurwa… jestem… Jestem tak zajebiście szczęśliwy. Jestem pojebany, wiem, dlatego tez nie masz po co pytać skąd to szczęście. Nie obchodzi mnie czyj jest… Jeśli nie jest Axla… kurwa, ale zajebiście… - znowu odetchnąłem z ulgą, ale ku mojemu zaskoczeniu, po tym co wybredziłem uśmiech zszedł jej z twarzy. Otworzyła usta, jakby chcąc coś powiedzieć, ale po chwili zrezygnowała. Odepchnęła mnie lekko od siebie i otworzyła drzwi, wchodząc bez słowa do domu. Zawołałem, ale zamknęła mi je przed nosem. Nie miałem pierdolonego pojęcia co siedziało jej w głowie. Po paru minutach stania i gapienia się w jej drzwi udałem się w stronę domu.

Obudziły mnie drgawki. Kurwa, co się ze mną dzieje. Przesunąłem dłonią po twarzy. Doskonale wiedziałem co się ze mną dzieje. Wiedziałem też że najwyższa pora coś z tym zrobić. Ale… ale nie dzisiaj. Wstałem i zrobiłem co trzeba, a kiedy na nowo poczułem życie poszedłem wziąć prysznic i coś zjeść. Oglądałem wiadomości, myśląc o tym, co wydarzyło się wczoraj. Czemu Andy tak się zachowała? Co jej, kurwa, zrobiłem? I nagle poczułem ogarniające mnie szczęście. Dzieciak nie jest Axla! Z drugiej jednak strony coś nie dawało mi spokoju. Myślałem, że to ta „złość” Andy na mnie. Ale nie chodziło tylko o to. W sumie to… kurwa. Nie wiem. Poszedłem odłożyć talerz do zlewu i zacząłem robić sobie kawę. Wyszedłem do sypialni i zacząłem szukać jednego albumu. Nie wiem czemu, ale jakoś tak wzięło mnie na znalezienie naszych starych zdjęć. Moich i Andy. Prawie nie pamiętam jak wtedy wyglądaliśmy, a chciałem zobaczyć dokładnie jak się zmieniła. Co się zmieniło… Przeszukiwałem ten album i akurat wypadło z niego zdjęcie. To było to, kosmiczna świadomość. Jak chuj w to wierze. Łapiecie, o co chodzi? Całe te zbiegi okoliczności, to że los robi wszystko po swojemu. To jest to, i  to miało miejsce teraz. Podniosłem zdjęcie siebie za gówniarza. I miałem takie kurwa… wrażenie… jakbym dostał z liścia. A potem zatrzymało mi się serce. Potem oddech przyspieszył… Co było potem to już nie pamiętam. Wiem, że od razu zerwałem się i pobiegłem do mieszkania Andy a po głowie kołatała mi się jedna, jedyna myśl. Dlaczego Kenneth wygląda jak ja w jego wieku?!

Waliłem do drzwi, jakbym chciał zaraz je wyważyć. Po chwili otworzyła mi zaspana. Nie wiedziałem która była godzina, nie obchodziło mnie  to. Odepchnąłem ją i wszedłem bez pozwolenia do środka.
- Co ty robisz?! – podniosła na mnie głos, zaskoczona.
- Czyje to dziecko? – mój głos był spokojny, ale stanowczy i kurwa głośny. Wpatrywała się we mnie zaskoczona, jakby nie była w stanie nic z siebie wydusić i się ruszyć. W tym momencie nie koniecznie mi to odpowiadało. – Czyje?! – krzyknąłem, a zza drzwi swojego pokoju wyszedł Kenneth. Nie zwracałem na niego uwagi.
- Keny, wróć do pokoju…
- Odpowiadaj mi, kurwa, na tym się skup! – krzyczałem na nią, nie panując nad sobą. 
Wiedziałem, że mogę ją tym wystraszyć i pewnie też to zrobiłem, ale miałem to w dupie. Musiałem otrzymać od niej odpowiedź. W jej oczach pojawiły się łzy. Znowu to uczucie. Znowu doprowadziłem ją do łez. Jak kiedyś. To chyba mój talent.
- T… Twoje.
Jedynie tyle padło z jej ust. Teraz to ja zamarłem. Czy się tego spodziewałem…? Tak. Wyglądał identycznie jak ja, kiedy byłem w jego wieku. Miał sześć lat. A ja pieprzyłem Andy siedem lat temu. Nie założyłem gumki, miałem na to wyjebane. Nie wiedziałem, dlaczego nie wpadłem wcześniej na to, że jest mój. Chociaż w pewnym sensie przeczuwałem to. Przez jakiś czas nachodziły mnie takie myśli, ale szybko je od siebie odganiałem, uważają, że to niemożliwe. Skierowałem swój wzrok na ciemnowłosego dzieciaka. Miał moje oczy, włosy, twarz. Ale kurwa sposób, w jaki patrzył to miał po matce. Przenikliwy, czujny… Nie wiem jak to określić. W każdym razie byłem w jebanym szoku. Nie wiedziałem co powiedzieć. Wiedziałem jaka będzie jej odpowiedź, ale i tak uderzyło to we mnie z cholerną mocą. I co teraz? Od ponad sześciu lat mam syna. I nawet o tym nie wiem. W dodatku mam syna z kobietą moich marzeń. Zajebiście, nie? A jednak…
- Izzy…
- Czemu nie powiedziałaś mi od razu? – przerwałem jej. Tak, miałem o to cholerny żal.
- Nie chciałam… Nie chciałam żebyś nas zostawił. Nie wiedziałam jak zareagujesz, chciałam… czekałam żebyś…. Myślałam, że może sam się domyślisz… Po prostu… bałam się.  – głos jej drżał. Westchnąłem głośno i odgarnąłem sobie włosy z czoła.

- On wie…? – zapytałem ciszej, mówiąc o Keny’m. Pokręciła przecząco głową, a po policzkach spłynęło jej jeszcze więcej łez. Byłem zdenerwowany. Niesamowicie wkurwiony, ale kiedy patrzyłem na nią, zapłakaną i na skołowanego Kennetha… mojego, kurwa, syna… Nie mam pierdolonego pojęcia, co wtedy czułem. Podszedłem do Andy i przytuliłem ją mocno do siebie. Rozpłakała się jeszcze bardziej, wtulając we mnie. Mamrotała, że przeprasza, że nie chciała… Nie interesowało mnie to specjalnie. Zastanawiałem się co teraz będzie. Nie zostawię ich, to było pewne. Chciałbym być dla nich mężem i ojcem. O kurwa, jak to brzmi… dobre, nie? To mogłoby wypalić, gdybym nie był ćpunem. Alkoholikiem, dziwkarzem, muzykiem z wątpliwą przyszłością. To wszystko… będzie trudne. 

3 komentarze:

  1. Jak to możliwe, że tu jeszcze nie ma komentarzy!
    Gdy zobaczyłam nowy wpis, tak najzwyczajniej w świecie się bardzo ucieszyłam. Twoje opowiadanie jest niesamowite pod każdym względem. Bohaterowie są oryginalni. I wgl Izzy jest świetny. To jedna z najlepszych postaci Izzy'ego o jakiej kiedykolwiek czytałam.
    Nie jestem zbyt dobra w pisaniu komentarzy. Jak dla mnie nie można się tutaj niczego przyczepić. Izzy dużo myśli ale jest typem filozofa więc gdyby myślał mało nie byłby Izzym.
    Już kiedyś pisałam tutaj komentarz ale usunęłam konto.
    Pisz dalej. Już nie mogę się doczekać następnego rozdziału. Weny życzę!
    Angela Rose

    OdpowiedzUsuń
  2. Witaj.
    Ogromnie się cieszę, że zdecydowałaś się coś opublikować. Czekałam na ten rozdział! Mam nadzieję, że dokończysz opowiadanie, bo jest świetne! Jeden z moich ulubionych fanfików! Życzę Ci, żebyś znalazła siłę do napisania kolejnych rozdziałów, chociaż coś innego w Twoim wykonaniu przeczytam równie chętnie. Ale dokończ najpierw to, proszę.
    Czułam, że Kenneth jest synem Izzy'ego, ale odsuwałam od siebie tę myśl, żeby później nie przeżyć rozczarowania. A tu proszę! To jego syn! Cieszę się niezmiernie, że Izzy jest tak zaangażowany i chce być z Andy i zajmować się Kenym. Chociaż jest jedno ALE, a nawet więcej alów (xD). Przede wszystkim to, że Izzy jest uzależniony... I wie o tym, choć boi się przyznać przed samym sobą. No cóż, zobaczymy jak to wszystko dalej się potoczy :) Rozdział jest napisany naprawdę świetnie i czytaniu towarzyszy tyle emocji! To lubię!
    Pozdrawiam :D

    OdpowiedzUsuń
  3. Czemu tak dawno mnie tu nie było? :O Miałaś mnie przecież informować kocie :/ No nic, na szczęście nie mam dużych zaległości.
    Rozdział świetny. Uwielbiam Andy.
    Dobra, nie mam ani sił, ani weny by skomentować twój rozdział jakoś porządnie, wybacz :/
    I zapraszam cię do grupy dla blogerek. (Jeśli masz ochotę dołączyć i poznać inne, szalone laski to zapraszam. Wystarczy mnie dodać na facebooku - Julia Draco Budzisz ^^). Będę wpadać częściej, obiecuję. Jesteś genialna.

    OdpowiedzUsuń