Obudziło mnie nieprzyjemne dźganie w ramie. Wkurwiony
chciałem bez otwierania oczu przegonić to coś ręką, ale nie ustępowało. W końcu
odwróciłem się, leniwie uchylając powieki. Na łóżku siedział ten mały gówniarz,
jakby nigdy nic gapiąc się na mnie przytulającego Andy. Czy to było serio takie
dziwne z jego perspektywy?
- Co jest, młody? – Ziewnąłem.
- Czemu tu spałeś? – zapytał spokojnie, przyglądając mi się
bacznie.
- Bo chciałem spędzić więcej czasu z twoją mamą. –
odpowiedziałem mu bez owijania w bawełnę. Spojrzałem na Andy która jeszcze się
nie obudziła. – Możesz tu wpaść za parę minut? – uniosłem brew, zwracając
spojrzenie znowu na Kennetha. Wzruszył tylko ramionami i wyszedł z pokoju. W
sumie dość kompromisowy jak na dzieciaka. Odgarnąłem Andreii ciemne kosmyki z
twarzy i musnąłem ustami jej skroń, następnie podążając nimi coraz niżej, po
linii szczęki, delikatnie zahaczając o jej wargi. Uśmiechnęła się lekko i
mruknęła coś niezrozumiałego, a potem przewróciła na plecy i spojrzała na mnie
swoimi jasnymi oczami.
- Która godzina…? – ziewnęła.
- Po dziesiątej. – odpowiedziałem jakimś takim wyjątkowo
spokojnym głosem, wpatrując się w nią i samemu czując wewnątrz jakiś taki
wyjątkowy spokój. Przeciągnęła się, nie wiedząc chyba jak zajebiście jej piersi
w tej pozie wyglądały. Podniosła się do pozycji siedzącej i odgarnęła włosy do
tyłu. Złapałem się na tym, że bezwiednie drapię się cały czas po łydkach,
dosłownie kurwa nie mogąc przestać. Rozejrzałem się dookoła, od razu tracąc ten
wewnętrzny spokój kiedy dotarły do mnie pewne fakty. Wyleciałem z łóżka jak z
procy, rzucając się do swoich spodni i koszuli i zaczynając je przeszukiwać.
- Izzy… Wszystko w porządku…? – usłyszałem za sobą. Andy
wstała z łóżka i podeszła do mnie, kiedy olałem jej pytanie, z desperacją
szukając małego woreczka w którym powinny znajdować się resztki heroiny. Na
pierdolone szczęście w końcu udało mi się go wygrzebać. Schowałem go w dłoni,
którą zacisnąłem w pięść.
- Tak, okay… musiałem tylko coś znaleźć.
- Co takiego? – zapytała, uśmiechając się jak ciekawska
gówniareczka, która chce podstępem podejść starszych żeby jej powiedzieli co
dostanie na święta. Była urocza.
- Nic… nieważne. – mruknąłem, nie potrafiąc skupić myśli
teraz nawet na niej. Zacząłem delikatnie dygotać, ale starałem się to jakoś
powstrzymywać. – Słuchaj… Zaraz przyjdę, idę się ubrać i w ogóle.
Nie czekając na jej odpowiedź porwałem jedynie kurtkę i
pomknąłem do łazienki. Z kurtki wyciągnąłem strzykawkę, zamocowałem nową igłę i
zacząłem robić sobie działkę. Łapy trzęsły mi się jak kurwa mać. W końcu wbiłem
się, parę sekund później czując już ogarniające mnie, znajome ciepło i
ukojenie. To było to, w ten sposób mógłbym funkcjonować już zawsze. Zawsze być
w takim stanie jak teraz. Westchnąłem cicho, zamykając oczy i rozkoszując się działaniem
narkotyku przez tą krótką chwilę. Wróciłem do sypialni Andy po paru minutach ,
w bokserkach i kurtce.
- Zapomniałeś chyba czegoś. – uniosła brew, uśmiechając się
lekko. Jebnąłem kurtkę na krzesło i położyłem się obok niej. – Co to było?
- Co? – spojrzałem na nią zaskoczony.
- Wylatujesz z pokoju jakby się paliło, niby się ubrać, a
nawet nie bierzesz ubrań. Teraz wracasz i jakby nigdy nic się kładziesz.
- Źle się poczułem… Daj spokój. – starałem się uciąć temat,
ale ona nie była głupia. Wydawało mi się, że może coś podejrzewać. Byłem wręcz
pewien, że tak jest, nie komentowała tego jednak, uznając pewnie, że nie jest
to już jej interes.
Wpatrywałem się w nią, jak robi śniadanie, rozmawiając i
żartując z tym małym gówniarzem. Nie wiem jak to określić, ale czułem wtedy coś
takiego… coś, co mi się kurewsko podobało, coś co sprawiło, że cały czas
uśmiechałem się jak głupi. Przez chwilę moje myśli nawiedził obraz szczęśliwej
rodzinki, ze mną w roli głowy rodziny. Czegoś bardziej absurdalnego chyba
jeszcze świat nie widział.
- Dzięki. – uśmiechnąłem się i zacząłem wpierdalać jajka z
bekonem, które postawiła przede mną Andy.
Po śniadaniu siedzieliśmy w salonie, zacząłem dogadywać się
z młodym i w sumie stwierdzam, że fajny z niego dzieciak. Wyrośnie na ludzi. Po
czternastej zostałem niestety grzecznie wyproszony, bo za niedługo Andy musiała
zbierać się do pracy. Była kelnerką w jakiejś restauracji… chuj wie gdzie. To
dlatego nie mogłem znaleźć jej więcej w Rainbow. Ciekawe dlaczego zmieniła
robote.
Cały mój czas starałem się zorganizować jakoś tak, żeby
poświęcać go w takim samym stopniu na nagrania, jak i na spotkania z Andy i tym
młodocianym bandytą, do którego w sumie dość mocno się przywiązałem. Zabierałem
go na spacery, koncerty, do studia… Podobało mu się co robimy, podobała mu się
muzyka, a jak widzi się takiego dzieciaka, który już wie co dobre, to normalnie
aż serducho się raduje. Guns N’ Roses zaczęło pracę nad mini albumem.
Zamierzaliśmy umieścić na nim nasze dwa najlepsze kawałki, Reckless Life i Move To The
City. Poza tym mieliśmy w planach dwa covery, więc że tak powiem, zbytnio
się nie napracowaliśmy. Tym bardziej że nagrywaliśmy całość niecałe dwa dni.
Siedzieliśmy w studiu od rana do nocy, chlejąc i ćpając, a na nagrania
poświęcając ledwie pięć godzin łącznie. Byliśmy jednak dumni z efektu. Nasza
pierwsza, kurwa, prawie płyta! Od razu po zakończeniu pracy nad nią musieliśmy
to oblać. Poszliśmy więc wieczorem do Cathouse, a ja postanowiłem zabrać tam
Andy. Wcześniej nie spotykaliśmy się nigdy wszyscy razem. Znaczy, ona nie znała
ich, bo w sumie to tego nie chciałem. Fajnie spędzało mi się z nią czas, ale
nie byłem pewien jak może to wyglądać w
towarzystwie moich kolegów. No i Axl.
Niekoniecznie pasowało mi to, że będą przebywać ze sobą w jednym pomieszczeniu.
Nie wiem dlaczego. Rzekłbym, że przypominało to zazdrość, ale zazdrosny nie
byłem. No kurwa, niby o co…? Przecież Andy nie była moja. Niestety.
- Jak kurewsko miło nam was ugościć. W samą porę Stradlin,
chodź zatańczyć. – Slash wstał i klepnął mnie w ramię. Andy spojrzała na mnie
rozbawiona.
- Zaraz wrócę. Nie pytaj… - wymusiłem uśmiech i poszedłem z
Hudsonem do kibla, żeby uzupełnić krew w potrzebne substancje. Kiedy wróciliśmy
szczęśliwi i pełni życia, wszyscy zajęci byli rozmową i chlaniem.
- To kiedy tu przyjechałaś…? Ile już tu siedzisz…? –
wypytywał ją Duff, wyraźnie chcąc nawiązać jakąkolwiek rozmowę żeby nie czuła
się z nami niekomfortowo. On wbrew pozorom był inteligentny. Był też przyjazny
i otwarty, i kiedy ktoś był nowy, jak teraz Andy, zawsze chętnie pomagał się
odnaleźć w naszym towarzystwie. Robił to tym chętniej kiedy była to dziewczyna,
bo kutas doskonale potrafił wczuć się w rolę uroczego, miłego i wyrozumiałego
kolegi, tym samym szybko zyskując największą sympatię i mając kolejną pannę w
łóżku. Ale tej nie uda mu się przelecieć, więc niech nawet chuj o tym nie
myśli.
- Andy, Izzy mówił że
wpadłaś. Kiedy, kurwa? Z kim? – usłyszałem głos Axla, siedzącego naprzeciwko
Andy. Wpatrywał się w nią uważnie, a ja po jej minie widziałem już, że będzie
niedobrze.
- Um… To… skomplikowane… - spojrzała na mnie z wyrzutem i
żalem. Pewnie pomyślała, że rozgadałem całemu Hollywood, że ma dziecko i że
przy okazji jeszcze nieźle na nią nawrzucałem. Mruknęła coś, że źle się czuje i
bez żadnych bardziej szczegółowych wyjaśnień wyszła. Bez zastanowienia wstałem
i wyleciałem za nią.
- Andy… poczekaj! – złapałem ją za rękę, ale wyrwała się. –
Posłuchaj...
- Czego? – odwróciła się w moją stronę. Nawet nie była zła.
Chyba.
- Przepraszam… nie powinienem o tym mówić Axlowi. To twoje
sprawy i w ogóle...
- Izzy… wyluzuj. – uśmiechnęła się lekko. – Wpadłam. Trudno…
Ale Kenneth to mój syn, nie wstydzę się go i nie mam zamiaru wyrzekać czy robić
z tego jakiś temat tabu. – wzruszyła ramionami i odwróciła wzrok, a ja
wpatrywałem się w nią cały czas uważnie. Bez słowa objąłem ją i zaczęliśmy iść
w stronę jej domu. Było mi głupio, ale musiałem zapytać.
- Czyj… czyj on jest? Jeśli… znaczy… albo nie mów. Albo
poczekaj… czy… czy on jest Axla? – zatrzymałem ją i udało mi się to w końcu
wydusić. Widziałem jej zaskoczone spojrzenie. – Nie mów nic innego… chce
wiedzieć tylko tyle. Tak, albo nie. Jest jego, czy nie? – przewiercałem ją
spojrzeniem, czując jak serce coraz bardziej mi przyspiesza. Zależało mi na
tym, żeby to wiedzieć. Modliłem się w duchu, żeby odpowiedziała przecząco. Nie
wiem czemu, ale kurwa zajebałbym się gdyby to dziecko było jego. Najpierw w
sumie zajebałbym rudego, potem siebie. To chore, wiem. Zależało mi na tej
dziewczynie i to cholernie. Zaakceptowałem Kennetha, przywykłem do tego, że
Andrea poświęca i będzie poświęcać mu wiele czasu, że dojrzała, jest teraz
matką i została zmuszona do prowadzenia dorosłego życia. Że nie będzie już tak
jak było kiedyś. Kurwa… właściwie to oboje dorośliśmy. Nie jesteśmy już
gówniarzami, tylko że mnie akurat jakoś to umknęło. W każdym razie byłem gotów
rzucić wszystko, żeby tylko w jakikolwiek sposób być blisko z Andy. Ale gdyby
okazało się, że Keny jest dzieciakiem Axla… Nie mógłbym już chyba normalnie
przebywać w jego towarzystwie. Przypominałby mi tylko ciągle o sytuacji która
zaszła w Lafayette, o wyborze Andrei, o tym co działo się później… Myślcie o
mnie co chcecie. Jestem skurwielem, jestem jebanym chujem bez uczuć… ale tamto
naprawdę mnie zabolało. Nigdy do żadnej dziewczyny nie czułem czegoś takiego
jak do niej i nigdy nic nie zadało mi tyle bólu jak właśnie ona. Cholera,
pamiętam przecież jak nie wychodziłem z domu przez tydzień. Wiem, że kurwa
nawet wtedy płakałem. Raz mi się tylko zdarzyła taka akcja. Właśnie wtedy.
Więc… no… zrozumiecie albo nie. Po prostu musiałem to wiedzieć.
- Izzy… my… myślałam, że… To wszystko jest oczywiste… - patrzyła
na mnie zaskoczona, a ja ponaglałem ją spojrzeniem do szybszej odpowiedzi. –
Nieważne zresztą. Nie, nie jest Axla, co do tego możesz być pewien.
O kurwa. Jaka ulga! Kamień spadł mi z serca, aż musiałem
głębiej odetchnąć. Byłem tym wszystkim tak podekscytowany, że nie zauważyłem
nawet tego, że Andy jakoś dziwnie się zasmuciła. Kompletnie nie myśląc o tym co
robię, przyciągnąłem ją do siebie i pocałowałem. Staliśmy pod jej domem, a ja
obejmowałem ją i całowałem. Zajebiście było znowu poczuć jej usta. Jej
delikatne dłonie wplecione w moje włosy. Dopiero po jakiejś dłuższej chwili się
od siebie odsunęliśmy. Wpatrywałem się w nią z uśmiechem, wpatrywałem się w jej
uśmiech. Oczy jej się zaszkliły i zaśmiała się cicho. Nie mówiła jednak nic.
- Kurwa… jestem… Jestem tak zajebiście szczęśliwy. Jestem
pojebany, wiem, dlatego tez nie masz po co pytać skąd to szczęście. Nie
obchodzi mnie czyj jest… Jeśli nie jest Axla… kurwa, ale zajebiście… - znowu
odetchnąłem z ulgą, ale ku mojemu zaskoczeniu, po tym co wybredziłem uśmiech
zszedł jej z twarzy. Otworzyła usta, jakby chcąc coś powiedzieć, ale po chwili
zrezygnowała. Odepchnęła mnie lekko od siebie i otworzyła drzwi, wchodząc bez
słowa do domu. Zawołałem, ale zamknęła mi je przed nosem. Nie miałem
pierdolonego pojęcia co siedziało jej w głowie. Po paru minutach stania i
gapienia się w jej drzwi udałem się w stronę domu.
Obudziły mnie drgawki. Kurwa, co się ze mną dzieje.
Przesunąłem dłonią po twarzy. Doskonale wiedziałem co się ze mną dzieje.
Wiedziałem też że najwyższa pora coś z tym zrobić. Ale… ale nie dzisiaj.
Wstałem i zrobiłem co trzeba, a kiedy na nowo poczułem życie poszedłem wziąć
prysznic i coś zjeść. Oglądałem wiadomości, myśląc o tym, co wydarzyło się
wczoraj. Czemu Andy tak się zachowała? Co jej, kurwa, zrobiłem? I nagle
poczułem ogarniające mnie szczęście. Dzieciak nie jest Axla! Z drugiej jednak
strony coś nie dawało mi spokoju. Myślałem, że to ta „złość” Andy na mnie. Ale
nie chodziło tylko o to. W sumie to… kurwa. Nie wiem. Poszedłem odłożyć talerz
do zlewu i zacząłem robić sobie kawę. Wyszedłem do sypialni i zacząłem szukać
jednego albumu. Nie wiem czemu, ale jakoś tak wzięło mnie na znalezienie
naszych starych zdjęć. Moich i Andy. Prawie nie pamiętam jak wtedy
wyglądaliśmy, a chciałem zobaczyć dokładnie jak się zmieniła. Co się zmieniło…
Przeszukiwałem ten album i akurat wypadło z niego zdjęcie. To było to, kosmiczna
świadomość. Jak chuj w to wierze. Łapiecie, o co chodzi? Całe te zbiegi
okoliczności, to że los robi wszystko po swojemu. To jest to, i to miało miejsce teraz. Podniosłem zdjęcie
siebie za gówniarza. I miałem takie kurwa… wrażenie… jakbym dostał z liścia. A
potem zatrzymało mi się serce. Potem oddech przyspieszył… Co było potem to już
nie pamiętam. Wiem, że od razu zerwałem się i pobiegłem do mieszkania Andy a po
głowie kołatała mi się jedna, jedyna myśl. Dlaczego
Kenneth wygląda jak ja w jego wieku?!
Waliłem do drzwi, jakbym chciał zaraz je wyważyć. Po chwili
otworzyła mi zaspana. Nie wiedziałem która była godzina, nie obchodziło mnie to. Odepchnąłem ją i wszedłem bez pozwolenia
do środka.
- Co ty robisz?! – podniosła na mnie głos, zaskoczona.
- Czyje to dziecko? – mój głos był spokojny, ale stanowczy i
kurwa głośny. Wpatrywała się we mnie zaskoczona, jakby nie była w stanie nic z
siebie wydusić i się ruszyć. W tym momencie nie koniecznie mi to odpowiadało. –
Czyje?! – krzyknąłem, a zza drzwi swojego pokoju wyszedł Kenneth. Nie zwracałem
na niego uwagi.
- Keny, wróć do pokoju…
- Odpowiadaj mi, kurwa, na tym się skup! – krzyczałem na
nią, nie panując nad sobą.
Wiedziałem, że mogę ją tym wystraszyć i pewnie też
to zrobiłem, ale miałem to w dupie. Musiałem otrzymać od niej odpowiedź. W jej
oczach pojawiły się łzy. Znowu to uczucie. Znowu doprowadziłem ją do łez. Jak
kiedyś. To chyba mój talent.
- T… Twoje.
Jedynie tyle padło z jej ust. Teraz to ja zamarłem. Czy się
tego spodziewałem…? Tak. Wyglądał identycznie jak ja, kiedy byłem w jego wieku.
Miał sześć lat. A ja pieprzyłem Andy siedem lat temu. Nie założyłem gumki,
miałem na to wyjebane. Nie wiedziałem, dlaczego nie wpadłem wcześniej na to, że
jest mój. Chociaż w pewnym sensie przeczuwałem to. Przez jakiś czas nachodziły
mnie takie myśli, ale szybko je od siebie odganiałem, uważają, że to
niemożliwe. Skierowałem swój wzrok na ciemnowłosego dzieciaka. Miał moje oczy,
włosy, twarz. Ale kurwa sposób, w jaki patrzył to miał po matce. Przenikliwy,
czujny… Nie wiem jak to określić. W każdym razie byłem w jebanym szoku. Nie
wiedziałem co powiedzieć. Wiedziałem jaka będzie jej odpowiedź, ale i tak
uderzyło to we mnie z cholerną mocą. I co teraz? Od ponad sześciu lat mam syna.
I nawet o tym nie wiem. W dodatku mam syna z kobietą moich marzeń. Zajebiście,
nie? A jednak…
- Izzy…
- Czemu nie powiedziałaś mi od razu? – przerwałem jej. Tak,
miałem o to cholerny żal.
- Nie chciałam… Nie chciałam żebyś nas zostawił. Nie
wiedziałam jak zareagujesz, chciałam… czekałam żebyś…. Myślałam, że może sam
się domyślisz… Po prostu… bałam się. –
głos jej drżał. Westchnąłem głośno i odgarnąłem sobie włosy z czoła.
- On wie…? – zapytałem ciszej, mówiąc o Keny’m. Pokręciła
przecząco głową, a po policzkach spłynęło jej jeszcze więcej łez. Byłem
zdenerwowany. Niesamowicie wkurwiony, ale kiedy patrzyłem na nią, zapłakaną i
na skołowanego Kennetha… mojego, kurwa, syna… Nie mam pierdolonego pojęcia, co
wtedy czułem. Podszedłem do Andy i przytuliłem ją mocno do siebie. Rozpłakała
się jeszcze bardziej, wtulając we mnie. Mamrotała, że przeprasza, że nie
chciała… Nie interesowało mnie to specjalnie. Zastanawiałem się co teraz
będzie. Nie zostawię ich, to było pewne. Chciałbym być dla nich mężem i ojcem.
O kurwa, jak to brzmi… dobre, nie? To mogłoby wypalić, gdybym nie był ćpunem.
Alkoholikiem, dziwkarzem, muzykiem z wątpliwą przyszłością. To wszystko… będzie
trudne.
Jak to możliwe, że tu jeszcze nie ma komentarzy!
OdpowiedzUsuńGdy zobaczyłam nowy wpis, tak najzwyczajniej w świecie się bardzo ucieszyłam. Twoje opowiadanie jest niesamowite pod każdym względem. Bohaterowie są oryginalni. I wgl Izzy jest świetny. To jedna z najlepszych postaci Izzy'ego o jakiej kiedykolwiek czytałam.
Nie jestem zbyt dobra w pisaniu komentarzy. Jak dla mnie nie można się tutaj niczego przyczepić. Izzy dużo myśli ale jest typem filozofa więc gdyby myślał mało nie byłby Izzym.
Już kiedyś pisałam tutaj komentarz ale usunęłam konto.
Pisz dalej. Już nie mogę się doczekać następnego rozdziału. Weny życzę!
Angela Rose
Witaj.
OdpowiedzUsuńOgromnie się cieszę, że zdecydowałaś się coś opublikować. Czekałam na ten rozdział! Mam nadzieję, że dokończysz opowiadanie, bo jest świetne! Jeden z moich ulubionych fanfików! Życzę Ci, żebyś znalazła siłę do napisania kolejnych rozdziałów, chociaż coś innego w Twoim wykonaniu przeczytam równie chętnie. Ale dokończ najpierw to, proszę.
Czułam, że Kenneth jest synem Izzy'ego, ale odsuwałam od siebie tę myśl, żeby później nie przeżyć rozczarowania. A tu proszę! To jego syn! Cieszę się niezmiernie, że Izzy jest tak zaangażowany i chce być z Andy i zajmować się Kenym. Chociaż jest jedno ALE, a nawet więcej alów (xD). Przede wszystkim to, że Izzy jest uzależniony... I wie o tym, choć boi się przyznać przed samym sobą. No cóż, zobaczymy jak to wszystko dalej się potoczy :) Rozdział jest napisany naprawdę świetnie i czytaniu towarzyszy tyle emocji! To lubię!
Pozdrawiam :D
Czemu tak dawno mnie tu nie było? :O Miałaś mnie przecież informować kocie :/ No nic, na szczęście nie mam dużych zaległości.
OdpowiedzUsuńRozdział świetny. Uwielbiam Andy.
Dobra, nie mam ani sił, ani weny by skomentować twój rozdział jakoś porządnie, wybacz :/
I zapraszam cię do grupy dla blogerek. (Jeśli masz ochotę dołączyć i poznać inne, szalone laski to zapraszam. Wystarczy mnie dodać na facebooku - Julia Draco Budzisz ^^). Będę wpadać częściej, obiecuję. Jesteś genialna.